Na pewno nie raz słyszałaś o wszechstronnie dobrych właściwościach masła shea dla skóry czy powszechnym zastosowaniu w kosmetykach wazeliny. Teraz natomiast czytasz, że są to substancje zapychające pory. O co tu tak naprawdę chodzi?
Spieszymy z wyjaśnieniami! O żadnej substancji w kosmetyce nie można powiedzieć, że jest jednoznacznie dobra lub zła. Wiele zależy od przeznaczenia kosmetyku czy typu cery. Substancje uznawane za komedogenne spełniają wiele ważnych zadań i to, że nie wnikają głęboko w skórę w ich przypadku jest najczęściej... czymś pozytywnym.
Przykład? Tworzenie na skórze tzw. warstwy okluzyjnej, czyli ochrona przed nadmiernym odparowywaniem wilgoci z naskórka. Wygładzanie, nadawanie blasku skórze oraz jej regeneracja. W tych wszystkich celach w formułach kosmetyków używa się np. wosku pszczelego. Chyba nie powiesz teraz, że to nieuzasadniony składnik kosmetyków?
Cera tłusta, mieszana czy trądzikowa prawdopodobnie skorzysta bardziej na kosmetykach bez tych substancji. Są jednak typy cery, które wręcz ich potrzebują. Zwykle jest to cera sucha i wrażliwa. Krem niekomedogenny mógłby być też niewystarczający dla osób borykających się z problemami typu AZS. Czy wiesz, że stosowane u takich osób kosmetyki zwane emolientami oparte są właśnie na olejach roślinnych, parafinie czy masłach roślinnych?
Koniecznie musimy też zaznaczyć, że "komedogenne" nie znaczy wcale, że substancje te zawsze i u każdego powodują zapychanie porów. Są to raczej substancje potencjalnie komedogenne, co znaczy, że mogą zatykać pory, ale też wcale nie muszą. Może być zatem tak, że krem z olejami i woskami będzie dobrze tolerowany przez skórę z tendencją do zaskórników, a może być i tak, że krem niekomedogenny nie uchroni w stu procentach posiadaczki cery tłustej przed występowaniem skórnych niespodzianek.